Zastanawiałaś się kiedyś jak żyłoby się mając mniej?
Mniej rzeczy? Mniej do sprzątania? Mniej na głowie? Mniej trosk?
Kiedy byłam w ciąży i jeszcze naiwnie myślałam, że małe dzieci na okrągło jedzą i śpią, przygotowałam sobie bardzo ambitną listę lektur do przeczytania na najbliższy rok. Oczywiście na dzień dzisiejszy odhaczyłam zaledwie cztery pozycje, ale dzięki słuchaniu podcastów (więcej na ten temat tutaj: PODCASTY ) udało mi się zgłębić obszar, nad którym chciałam popracować w ciągu rocznego urlopu macierzyńskiego - minimalizm. Maniek to nasze pierwsze dziecko, więc zaczęłam się zastanawiać czego chcę ją nauczyć, jakie wartości przekazać, jak pokazywać świat.
Większość książek typu "Magia sprzątania" Marie Kondo (i jej popularna aczkolwiek nietrafiająca zupełnie do mnie metoda konmari) czy Anthea Turner i jej "Perfekcyjna Pani Domu" często dotyczą samej organizacji przestrzeni domowej. Ponadto zazwyczaj odpowiadają one na pytanie JAK, a niekoniecznie na pytanie DLACZEGO mieć mniej. Pamiętaj, że dobrze zorganizowany zbieracz to wciąż zbieracz ;)
Ja założyłam więc, że najpierw chcę wiedzieć DLACZEGO chcę mieć mniej, PO CO mi to?
Na początku przeczytałam fantastyczną książka "Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków" Marty Sapały. Autorka wraz z kilkoma rodzinami i osobami chętnymi do wzięcia udziału w eksperymencie przez rok czasu postanawiają żyć za mniej. Dokumentując ten proces przedstawia mnóstwo ciekawych i inspirujących opowieści - o ludziach podobnych Tobie i mnie, osadzonych dodatkowo w naszym kontekście kulturowym.
Potem odświeżyłam sobie dość popularną "Sztukę prostoty" Dominique Loreau. Warto jednak pamiętać o tym, że część doświadczeń Francuzki żyjącej w Japonii zwyczajnie nie jest przekładalna na naszą rzeczywistość.
W końcu trafiłam też na www.theminimalists.com i w zasadzie dopiero od lektury ich esejów i słuchania słuchania nagrywanych przez nich podcastów rozpoczęła się moja poważna praca nad sobą i naszą przestrzenią domową.
Kiedy już wiesz, że chcesz mniej i masz w sobie gotowość na tę zmianę The Minimalists proponują zagrać w grę The MinsGame. Jej zasady są bardzo proste. Zaczynasz grać na początku danego miesiąca i pierwszego dnia pozbywasz się jednej rzeczy. Zgodnie z zasadami ważne jest aby do północy opuściła ona Twój dom - możesz ją wyrzucić, sprzedać albo oddać potrzebującym.
Drugiego dnia pozbywasz się dwóch rzeczy.
Trzeciego trzech.
Za każdym razem zadajesz sobie pytanie: does it add value to my life or does it bring me joy? Jeśli dana rzecz nie dodaje wartości Twojemu życiu, ani nie przynosi Ci radości pozbądź się jej i wyczyść przestrzeń wokół siebie.
Oczywiście początek gry jest bardzo łatwy i napędza do działania. Po dwóch tygodniach robi się nieco trudniej, albowiem piętnastego dnia pozbywasz się piętnastu rzeczy, a dwudziestego dwudziestu.
Dlatego też warto w MinsGame grać z kimś bo będziecie wzajemnie się kontrolować i motywować do działania. Ja zagrałam ze swoją przyjaciółka Mają i umówiłyśmy się, że każdego dnia przesyłamy sobie zdjęcie lub listę rzeczy, których się pozbywamy. Fakt, iż musisz zdać raport powoduje większe zaangażowanie w oczyszczanie przestrzeni wokół siebie. Dodatkowo włącza się element rywalizacji, bo jeśli ktoś wysyła Ci zdjęcie z pieczołowicie ułożonymi 23 rzeczami to czujesz, że nie możesz zrezygnować i zastanawiasz się, bez których 23 rzeczy Ty możesz żyć.
W tej grze nie ma zresztą wygranych ani przegranych - każdy wygrywa niezależnie od tego czy grał 20 dni czy, tak jak my, dotrwał do końca miesiąca (u nas był to 31 marzec).
W moim przypadku z uwagi na Mańka musiałam dokonać pewnych modyfikacji. Na przykład nie zawsze możliwe było, aby faktycznie do północy rzeczy znikały z domu więc na czas trwania gry składowałam większość z nich w garażu z założeniem, że jeśli już tam są to do nich nie zaglądam. Jeśli pozbywałam się czegoś względnie atrakcyjnego (ale nie dodającego wartości mojemu życiu, ani nie przynoszącego mi radości) pytałam Mai czy chciałaby daną rzecz (wzięła kilka ciuchów, a ja wzięłam kilka rzeczy od niej).
Po zakończeniu gry wszystkie rzeczy, które mogłyby komuś się przydać jak sprzęty domowe czy ubrania zawiozłam do Domu Pomocy Społecznej.
Po miesiącu okazało się, że z życia każdej z nas zniknęło blisko 500 rzeczy.
500!
I wiesz co?
Nie tęskniłam za żadną z nich. A żeby się nagrodzić poszłyśmy razem dobry obiad.
Czas w domu z dzieckiem to dobry czas żeby coś zmienić w swoim życiu.
Mnie zmiana priorytetów i lepsza organizacja przestrzeni pozwoliła na odzyskanie poczucia kontroli nad swoim życiem, z którego zostałam odarta gdy urodziła się Maniek.
To co, chcesz zagrać ze mną w #MinsGame?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz